Skip to main content
Szanowni Państwo, z prawdziwą przyjemnością zamieszczamy na naszym blogu piątą, niestety ostatnią część wspomnień Jerzego „Georga” Zbyszewskiego, dotyczących wspólnej podróży przez Amerykę samego Georg’a i polskich koni.
Wspomnienia, napisane z właściwą Jurkowi szczerością, swadą, bez owijania w przysłowiową bawełnę, bez poprawności politycznej i podawania półprawd, stanowią unikalną kronikę czasów i zdarzeń które niestety już minęły. Bezcenne.
Jesteśmy, jako właściciele blogu ale przede wszystkim przyjaciele Jerzego Zbyszewskiego, niezwykle Mu wdzięczni , za to, że zechciał poświęcić swój czas oraz energię i podzielić się wspomnieniami a także wiążącymi się z nimi emocjami. Czasami nie jest to łatwe…
Czekaliśmy z opublikowaniem tej ostatniej części opiwieści chwilę dłużej, ponieważ, z przyczyn zupełnie nie zamierzonych i od nas niezależnych, dotykają one „osób” i zdarzeń , zaprzątających uwagę społeczną w ciągu ostatnich tygodni. Życie jak zwykle pisze własne scenariusze i nie pyta nikogo o zgodę.
Śmierć niezwykle cennej Pingi stała się nieszczęśliwą klamrą, spinającą i zamykającą opowieści snute przez Georg’a. A sprowadzenie przez Pana Marka Rzepkę do Stadniny Koni Klikowa ogiera Prometeusz, o którym pisał Jerzy Zbyszewski, otworzyło kolejny rozdział w historii polskiej i międzynarodowej hodowli.
To jest chyba właściwy moment, żeby zanurzyć się w retrospekcji. Przypomnieć sobie, oczami i piórem naocznego świadka, jak to było, jakie wydarzenia poprzedziły to czym żyła znaczna część hodowców koni arabskich w Polsce przez ostatnich kilka tygodni.
W końcu:
„Trwałość wspomnień zapewnia nam wytrwałość w życiu.”
Wróćmy jeszcze na chwilę do Pianissimy. Decyzją ówczesnego prezesa Marka Treli, po wygraniu Narodowego Czempionatu USA, została ona przez jakiś czas w stajni Grega Galluna. Tu urodziła parę źrebiąt, których właścicielem była Stadnina w Janowie. Między innymi dała doskonałego ogiera Prometeusz po FA El Shawan (Marwan Al Shaqab – Foxbriar Shakita po ZT Shakfantasy). Urodził się w 2012 i miał przebywać jakiś czas w USA, a potem jechać do Janowa, gdzie pewnie byłby cenionym, ze względu na “obcą” linię żeńska ojca, reproduktorem. Taka była wola (bardzo zresztą słuszna) prezesa Marka Treli, który bardzo cenił ogiera FA El Shawan. Za któregoś kolejnego po 2016 roku prezesa janowskiej stadniny ogier ten został sprzedany i nigdy do Polski nie dotarł.
W pierwszej dekadzie nowego stulecia w USA było sporo układów partnerskich ludzi zainteresowanych dzierżawami polskich koni. Jedną z grup było konsorcjum, w którym głównym udziałowcem był Frank Hennessey. Członkowie tej spółki zachęceni sukcesami El Dorady i Pianissimy chcieli iść za ciosem i sprowadzić z Polski następną gwiazdę. Wybór padł na michałowską Emandorię (Gazal Al Shaqab – Emanda po Ecaho). Cena dwuletniej dzierżawy opiewała na 100 000 euro, a klacz została ubezpieczona na 500 000 dolarów. Pierwszym wielkim sukcesem Emandorii było zdobycie tytułu Młodzieżowej Czempionki USA w 2007 roku, czyli w pierwszym roku dzierżawy. Czempionat ten odbywał się po raz ostatni w historii pokazów narodowych USA w Albuquerque w stanie Nowy Meksyk. Po raz trzeci w historii narodowego pokazu w tym mieście polski siwy koń sięgnął po najwyższe laury. Po Kawalkadzie i Emanorze była to Emandoria. W czasie wieczoru czempionatowego Emandoria miała dopingującą ją ekipę z kraju, z którego przyjechała. Bawili u mnie z wizytą moi przyjaciele, Elżbieta Potocka i Piotr Komornicki, którzy w czasie prezentacji Emandorii zaczęli skandować E-man-do-ria, E-man-do-ria, porywając tym część publiczności. Emandoria miała masę charyzmy i lubiła się pokazywać, więc doping publiczności bardzo ją podekscytował i dała z siebie wszystko co miała.
Zwycięstwo Emandorii zakończyło wielkie przyjęcie w stajni Grega Galluna, na które zaproszeni byli…wszyscy. Przez stajnię przewinęło się w ten wieczór chyba paręset osób.
Następnym występem Emandorii miał być pokaz w Las Vegas w 2009 roku, czyli ostatni przed jej powrotem do Polski. Ten stosunkowo “młody”, bo liczący zaledwie kilkanaście lat pokaz z czasem nabrał bardzo wielkiego prestiżu i stał się częścią tzw. Potrójnej Korony. Trójkoronowany pokazowy koń arabski w USA to zwycięzca Scottdale Show, Las Vegas Arabian Breeders World Cup i US National Championships. Na pokaz w Las Vegas często przysyłają swoje konie szejkowie. I te, które są w treningu w Europie, i te z Bliskiego Wschodu. Zresztą sami szejkowie chętnie zjeżdżaja do tego “miasta grzechu”, oczywiście pod pretekstem oglądania swoich koni.
Mniej więcej w tym samym czasie spółka Frank Hennessey i Kirk Bardole wydzierżawiła z Michałowa Embrę (Monogramm – Emilda po Pamir). Ta wspaniała klacz ta urodziła się w 1995 roku, więc w 2009 miała 14 lat. Ostatni dzwonek na karierę pokazową. Była to przedziwna indywidualność. Miała całą gamę przeróżnych dziwactw. Np. z jabłek jadła tylko zielone. Gdy przyjechała do prowadzonej przeze mnie stadniny na Florydzie, przez pierwszy miesiąc w żaden sposób nie mogliśmy jej złapać na pastwisku. Zostawała na pastwisku na noc, a ja umierałem ze strachu, że coś jej się stanie, na przykład przestraszy się kojotów, których na Florydzie jest sporo. Dopiero któregoś dnia przyszło mi do głowy, że może ona jest przyzwyczajona do samodzielnego powrotu do stajni, tak jak to ma miejsce w stadninach w Polsce, gdzie nie łapie się koni indywidualnie, tylko wracają z pastwisk tabunem. Z duszą na ramieniu otworzyliśmy bramkę pastwiska. I oto Embra pogalopowała prosto do swojej stajni i swojego boksu. Siła przyzwyczajeń jest wielka.
Embra miała jeszcze jeden śmieszny zwyczaj. W Ocali na Florydzie, gdzie znajduje się stadnina Hennessey Arabians, zim w zasadzie nie ma, ale od czasu do czasu w grudniu lub styczniu bywaja małe przygruntowe przymrozki. Około 4 lub 5 rano pojawia się szron, który znika zaraz po wschodzie słońca. Otóż Embra, urodzona i wychowana w Polsce, gdzie zimy bywają ostre i śnieżne, panicznie bała się szronu. Fukała, zapierała się nogami, żeby nie wyjść ze stajni, a jak już wyszła, to podnosiła nogi tak wysoko, że prawie dotykała nimi podbródka.
Była to klacz o nieprawdopodobnym ruchu. Uosobienie elegancji i wdzięku. No ale, jak napisałem, była wielką ekscentryczką. Jej debiut przypadł na luty 2009 roku w Scottsdale w Arizonie. Jak wiadomo, jest to jeden z największych pokazów na świecie, gromadzący zwykle ponad 2500 koni z różnych kontynentów. Klasy w ręku, czyli hodowlane (halter), rozgrywane są na stadionie bez dachu. Aby koń znalazł się na arenie, musi przejść pod mostkiem wznoszącym się nad. Zwykle sam widok tego mostka ekscytuje konie, a że pokaz jest pod gołym niebem, to wpadają na arenę jak burza. Wydaje im się, że wybiegają na otwarte pastwisko. Tak się działo w większości przypadków, ale….nie u Embry. Cały czas przed pokazem stała w kącie swojego boksu, nie chciała nawet jeść zielonych jabłek.
Zakotwiczyłem się na widowni i oczyma wyobraźni widziałem śnieżno-białą Embrę wbiegającą z Gregiem Gallunem na arenę. W tejże wyobraźni widziałem fenomenalny kłus z fazą zawieszenia, jak tylko Embra potrafiła pokazać. Jakież było moje zdziwienie (i rozpacz), gdy zamiast tego zobaczyłem ujarzmioną złośnicę, którą wlókł za sobą na postronku przerażony Greg. W czasie prezentacji nie postawiła ani raz uszu, a ogon miała wtulony między nogi. Ona była po prostu wściekła. O wygranej nie mogło być mowy. W sumie była chyba czwarta, a ja siedziałem jeszcze bardzo długo na widowni przemieniony w słup soli.
Wiadomo już było, że Emandoria pojedzie w kwietniu do Las Vegas. Embra i Emandoria są spokrewnione przez wspólną prababkę Emanację. Byłoby świetnie, gdyby dwie kuzynki zabłysnęły w Las Vegas. No ale w powietrzu wisiało pytanie, czy Embra znów się nie obrazi i nie wypnie na cały świat. Jako że urodziła kilka źrebaków i miała 14 lat, mogliśmy ją zapisać do klasy pt. “Klacze stadne”. Ktoś wymyślił taką klasę i funkcjonowała ona przez kilka lat. Warunkiem wpisu do tej klasy był fakt, że klacz urodziła co najmniej jedno źrebię. Najważniejsze było to, że pierwsze i drugie miejse w tej klasie kwalifikowało do czempionatów. Pomyśleliśmy, że jeśli Embra “pokaże się”, to ma szansę wygrać, a jeśli znów obrazi się na cały świat i “polegnie”, to nie wyjdzie z mniej prestiżowej klasy, a nie ze klasy w swojej grupie wiekowej , gdzie była o wiele większa konkurencja. W Las Vegas Embra zachowywała się kompletnie inaczej niż w Scottsdale. Jadła jabłka (zielone), podchodziła do frontowej ściany boksu, z zainteresowaniem patrzyła na świat. Nauczony doświadczeniem ze Scottsdale, starałem się nie robić sobie nadziei.
Najpierw rozegrano klasę wiekową Emandorii. Wygrała pewnie. Świetne oceny, wielkie brawa publiczności. Niestety, gdy kłusowała przed sędziami zdarzył się przykry wypadek. Jak pisałem, Emandoria świetnie się ruszała i jak zaczęła “płynąć w kłusie” na prostej przed sędziami, wyprzedziła swego prezentera i gdy ten znalazł się na wysokości jej zadu, najnormalniej kopnęła go. Gallun oberwał prosto w udo. Doleciał do końca prostej, gdzie już czekali na niego pielęgniarze. Nie było mowy, żeby za pół godziny wbiegł na arenę z Embrą.
Asystentem Galluna był wówczas Rafael Curti, którego nazywaliśmy “Frenchy”, bo pochodził z Francji. Prezentacja Embry przypadła więc jemu. Czasami rzeczy dzieją się, bo jest jakiś powód, że tak ma być. Greg Gallun był świetny w prezentacji koni, ale mimo wysiłków i treningu (codziennie rano biegał) nie był najlepszym prezenterem w ruchu. Natomiast Frenchy był jak torpeda. Nie tylko wypadli na arenę w takim stylu, że poderwali z miejsc całą publiczność, ale i zakończyli prezentację takim kłusem, że brawom nie było końca.
W czempionacie mieliśmy więc dwie klacze, ale pojawiło się pytanie, kto będzie biegał z Emandorią, gdyż ze względu na kontuzję Greg Gallun nie mógł tego robić. W drodze wyjątku organizatorzy pokazu i sędziowie zgodzili się, żeby na arenę z Emandorią wbiegł Raphael Curti. I tak też się stało. A w ringu czekał już Greg Gallun, który zaprezentował klacz przed sędziami. Natomiast cała prezentacja Embry przypadła w udziale Raphaelowi.
Bardzo liczyłem na Emandorię i nie przeliczyłem się, gdyż została czempionką. Gdy zaś doszło do ogłoszenia wiceczempionki, to mało nie spadłem z krzesła, gdy usłyszałem, że została nią Embra. A więc drugi w historii dublet, nieco inny od tego El Dorady i Pianissimy, ale znów dwie klacze z polskich stadnin zajęły dwa czołowe miejsca.
Po pokazie w Las Vegas obie klacze wróciły do amerykańskich stadniny i zaczęły okres rozpłodowy. Embra, jak na ekscentryczkę przystało, zostawiła w USA cztery źrebaki… każdy innej maści:
  • H Embrace H – gniada klacz po Besson Carol,
  • H Entrique H – kasztanowata klacz po EVG Gentry,
  • Eon o – siwy ogier po Jullyen el Jamaal,
  • Eklipse o – kary ogier po Jaipur el Perseus.
Emandoria zostawiła w USA trzy ogierki i jedną klaczkę – H Emandila H. Ostatnim źrebakiem poczętym w USA był późniejszy znany reproduktor Emerald J.
I tak oto nadszedł czas ostatniej dzierżawy, w której byłem pośrednikiem. Była to dzierżawa klaczy Pinga (Gazal Al Shaqab – Pilar po Fawor) hodowli Stadniny w Janowie Podlaskim. Jak wiadomo Pinga w linii żeńskiej była spokrewniona z Pianissimą, czyli reprezentowała janowską rodzinę “P”. Nie była wyjątkiem, też miała humory. Może nie takie jak Pianissima, ale od czasu do czasu była twarda, a czasem szalenie uparta. Greg Gallun zawsze o niej mówił “ta klacz ma o wszystkim swoją opinię i tego absolutnie nie ukrywa”. Dzierżawa Pingi opiewała na 50 000 dolarów rocznie, a klacz została wydzierżawiona na dwa lata. Jej dzierżawcami byli dwaj amerykańscy hodowcy: Frank Hennessey, właściciel Hennessey Arabian, LLC. i Frank Chisholm, właściciel Palmetto Arabians.
Umowa dzierżawna Pingi była o tyle inna od poprzednich, że dawała możliwość pozyskania piątego zarodka. Dlaczego wprowadzono taką zmianę? Otóż niektóre klacze są, jak to się mówi w języku hodowców, “łatwe do płukania”, czyli pozyskuje się zarodki bez trudu. Są i takie, od których pozyskanie zarodka wymaga wielkiej wprawy i łatwe absolutnie nie jest. Klauzula wprowadzona była na wszelki wypadek, gdyby okazało się, że Pinga jest w tej pierwszej grupie. Piąty zarodek miał być sprzedany i w umowie podział zysków pomiędzy stadniną w Janowie a dzierżawiacymi był dokładnie określony. Pinga okazała się szalenie łatwa do płukania, ale zostawiła w USA tylko 3 źrebaki. Stało się tak dlatego, że jej pobyt w USA został skrócony. A powodem tego było to, że na rok 2010 zostałem wyznaczony do sędziowanie Narodowego Czempionatu USA. Pinga nie mogła w nim wystąpić, gdyż były to konflikt interesów. W Stanach Zjednoczonych przepisy dotyczące sędziowania są inne niż w Europie. Jest 5 sędziów i wszyscy muszą sędziować. Nie ma takiego zwyczaju jak w Europie, że jeśli sędzia w danej klasie ma “konflikt”, to nie sędziuje tej konkretnej klasy. Pinga wróciła więc do Polski przed upływem końca dzierżawy.
Jak łatwa była Pinga do pozyskania zarodków niech świadczy fakt, że zdecydowano się ją pokryć ogierem Ludjin el Jamaal, używając mrożonego nasienia. Sam ogier był w Brazylii. Właścicielka ogiera, Lenita Perroy, za 10 procent udziału w przyszłym źrebaku dała jedną słomkę nasienia. No i ta jedna słomka dała zarodek. Urodził się siwy ogierek, którego nazwano H Pyndar H, ale jako roczniak został sprzedany i zmieniono mu imię na Malik el Jamaal. Ogier ten w 2020 roku w kategorii koni sportowych został czempionem pokazu w Scottsdale z najwyższymi ocenami w historii tego pokazu.
Poza nim Pinga pozostawiła w USA dwie gniade klacze:
  • PA Penelope po Besson Carol,
  • F Pinnacle F po EVG Gentry.
Hodowca PA Penelope, Frank Chisholm, sprzedał ja Mike’owi Byattowi, a ten z kolei sprzedał ją do Albidayer Stud na Bliskim Wschodzie. W USA została tylko jedna córka Pingi – F Pinnacle F, która dała w 2020 świetną klaczkę po ogierze FS Mateo (po ogierze Vervaldee, który z kolei jest synem Versace), H Pearlina H. W 2021 wygrała swoją klasę na pokazie w Scottsdale.
Kariera pokazowa Pingi rozpoczęła się zwycięstwem na regionalnym czempionacie (Region I). Potem zabłysnęła w Scottsdale, zdobywając tytuł wiceczempionki, ulegając świetnej ABHA Palma (po Marwan Al Shaqab). Występ Pingi podczas Czempionatu Narodowego USA w 2009 roku nie był już tak spektakularny, gdyż musiała się zadowolić tytułem Top Ten. O ile sobie przypominam, w rankingu sędziów była czwarta.
Tak zakończył się okres mojego udziału w promocji i dzierżawach polskich koni. Jest to kawał mojego życia i jeśli poświęciłem go polskim koniom, to wypływało to z wielkiego szacunku i miłości do polskiej hodowli. Nie żałuję ani jednego dnia spędzonego w przepięknych polskich stadninach, bo to była sama radość. Nie żałuję także nieprzespanych nocy na przeróżnych lotniskach świata, nocnego czuwania w stajni, czekając na narodzenie wymarzonego źrebaka, tłuczenia się samochodem po brazylijskich wybojach, żeby dotrzec do stadniny w srodku tropikalnego lasu….bo to wszystko było warte mojego czasu i energii.
Jedyne co chciałbym powiedzieć wszystkim profesjonalistom związanym z hodowlą koni arabskich w Polsce przed lutym 2016 roku jest – DZIĘKUJĘ!